sobota, 28 września 2013

Rozdział 1: Molly

-Uśmiech! - Wszyscy zamiast uśmiechu zrobili głupie miny - Gotowe - Krzyknął Noah, zerkając w aparat - Teraz wystarczy zrobić obróbkę i możecie wysyłać. - Usiadłam na podłodze, rozciągając nogi.
-Wszystko byłoby fajne, gdyby nie to, że bark nam jednej osoby - Powiedziałam, sięgając do palców u stopy.
-Może Noah z nami zatańczy? - Zaproponował Timi, który rozwalił się na zniszczonej kanapie, stojącej w kącie.
-Chyba śnisz. Ten nieudacznik, nie zrobiłby nawet jednego prostego obrotu - Zaśmiała się Leti, której obrażonych chłopak posłał ostrzegawcze spojrzenie.
-Nie bądź taka pewna, może ukrywa jakieś swoje taneczne talenty - Na te słowa blondyn uśmiechnął się delikatnie, ale jego wzrok wciąż był utkwiony w rudowłosej Leti.
-Nie patrz tak na mnie, bo zaczynam się ciebie bać - Poskarżyła się dziewczyna, siadając obok mnie.
-Bądźmy szczerzy, ale Leti ma rację. Noah nie jest stworzony do tańca - Oznajmiłam, posyłając chłopakowi przepraszające spojrzenie.
-W takim razie kto? Nie mamy zbyt wiele czasu, a robiąc nabór nie możemy być pewni, że w ogóle ktoś się zgłosi, a tym bardziej przypasuje do naszej grupy - Powiedział brunet, który wstał z kanapy i ruszył w naszą stronę.
-To prawda - Zagryzając wargę, zaczęłam rozmyślać o kandydatach do naszej grupy tanecznej '' Fever''. Tańczymy razem od dwóch lat i świetnie się znamy, ale by wystartować w konkursie na najlepszą grupę tańczącą hip-hop musimy mieć w składzie minimum cztery osoby. Nas jest tylko trójka. Mimo choćbyśmy starali się, jak mogli nic z tym nie zrobimy. Nie będzie czwartej osoby, nie wystartujemy. - Pomyślcie nad tym i na jutrzejszej próbie przedstawimy propozycję - Wszyscy mi przytaknęli i zaczęli się zbierać, ale ja wciąż siedziałam na podłodze patrząc w lustra otaczające naszą sale do ćwiczeń.
-Nie idziesz? - Usłyszałam nad uchem głos Noaha. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego uśmiechnięte niebieskie oczy. Prócz moim przyjacielem był także moim byłym. Mimo rozstania nasze stosunki nie popsuły się w żaden sposób. Po prostu stwierdziliśmy, że do siebie nie pasujemy. W prawdzie było mi trochę szkoda tego roku spędzonego ze sobą w taki sposób, ale widocznie nie to było nam pisane.
-Idę, tylko martwię się o to, że na prawdę nikogo nie znajdziemy - Podał mi rękę i pomógł wstać.
-Nie przejmuj się tak tym. Jestem pewien, że Leti kogoś znajdzie - Uśmiechnęłam się szeroko, nie puszczając jego ręki.
-Obyś się nie mylił - Zmarszczył czoło.
-Ja? Nigdy, nie ma takiej możliwości - Zaśmiał się, puszczając do mnie oczko  - Zaczekam na ciebie na zewnątrz - Kiwnęłam głową i patrzyłam, jak zbiega po schodach, aż w końcu znika z mojego pola widzenia. Tęskniłam za chwilami kiedy tak po prostu mnie do siebie przytulał. Z ciężkim westchnieniem zaczęłam się przebierać.

-Już jestem! - Krzyknęłam, wchodząc do domu. Zdjęłam torbę i rzuciłam ją na podłogę, to samo robiąc z ubłoconymi butami.
-Mam nadzieję, że to posprzątasz - Spojrzałam na Marice, która przyglądała mi się spod przymrużonych powiek. Byłyśmy bliźniaczkami, ale na pewno nie byłyśmy ze sobą blisko. Marica była zadufaną w sobie baletnicą, a ja jej zupełnym przeciwieństwem.
-Jak mi się będzie chciało - Ze wzruszeniem ramion, ruszyłam w stronę kuchni.
-Chce ci przypomnieć, że nie jesteś już dzieckiem - Upomniała mnie siostra. Prychnęłam, na chwilę odwracając się do niej twarzą.
-A kto tak powiedział? - Moje lustrzane odbicie uniosło brwi do góry.
-Nigdy się nie zmienisz.
-A ty nigdy nie przestaniesz ględzić - Z krzywym uśmiechem dopadłam lodówki - Gdzie rodzice?
-Mama na korepetycjach, ojciec gdzieś na mieście - Powiedziała siadając przy stole. Przy rodzicach była aniołkiem, ale ja za dobrze wiedziałam, jaka jest na prawdę. Wyjęłam sok i usiadłam na blacie szafki, stojącej obok.
-Wychodzisz gdzieś - Wzrokiem zlustrowałam jej skąpy strój.
-Nie twój interes - Uśmiechnęłam się, upijając łyk z butelki. Skrzywiła się, patrząc na mnie z obrzydzeniem - Mogłabyś korzystać ze szklanki, jak mam się tego potem napić? - Ze śmiechem wzruszyłam ramionami.
-Mama na pewno ucieszy się, gdy powiem jej, że poszłaś zabalować - Z uniesionymi brwiami, oblizała pomalowane usta.
-Nie powiesz jej. Nie jesteś kablem siostrzyczko - Zacisnęłam zęby, przywołując na twarzy grymas niezadowolenia.
-Żebyś kiedyś się nie przeliczyła ze swoją pewnością - Mówiąc to wszyłam z kuchni i po schodach wbiegłam do swojego pokoju, w którym określenie nieporządek było nie dosłowne. Butelkę z sokiem odstawiłam na zawalone bzdetami biurko i rzuciłam się na niepościelone łóżko. Z kieszeni szarych dresów wyciągnęłam komórkę. Wybrałam numer Leti, która odebrała po trzecim sygnale.
-Co tam kocie?
-Co robimy dziś wieczorem?
-Czekałam tylko, aż o to zapytasz - Przed oczami zobaczyłam, jak z podekscytowania podskakuje w swoim zielonym fotelu. - Dziś jest otwarcie nowego klubu na Manhattanie. Miki załatwił nam wejściówki - Miki był o pięć lat starszym chłopakiem Leti, który był świetnym barmanem. Jeżeli ktoś wie co mam na myśli mówiąc świetnym.
-O której? - Spytałam lustrując pokój w poszukiwaniu czegoś do ubrania się.
-Punkt ósma jestem u ciebie - Z uśmiechem zakończyłam połączenie i zerwałam się z łóżka. Ostrożnie uchyliłam szafę, bojąc się by nie zasypała mnie lawina ciuchów i zaczęłam w niej grzebać. Po piętnastu minutowej męczarni z cichym okrzykiem radości, ze zdobyczą w ręku podeszłam do ogromnego lustra, zajmującego połowę mojej czarno-fioletowej ściany.
-Masz zamiar w tej szmacie gdziekolwiek wyjść - W lustrze posłałam Marice wściekłe spojrzenie.
-Naucz się pukać - Warknęłam.
-Drzwi były otwarte.
-Uwierz mi, że nie dla ciebie - Spojrzała na mnie kpiącym wzrokiem.
-Nie masz za grosz wyczucia stylu.
-Wole to niż wyglądać, jak dziwka - Odcięłam się, zdejmując luźną koszulkę - A teraz wybacz, ale to nie jest pokój dla pań o lekkich obyczajach - Syknęła na mnie, jak żmija, która charakterem przypominała i wyszła. Zarzuciłam na siebie koronkową tunikę, czarne obcisłe spodnie i skórzaną kurtkę. Ja w porównaniu do Maricii byłam ubrana z klasą. Tak, jak obiecywała Leti była u mnie punkt ósma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz